niedziela, 31 lipca 2016

Na ostatnią chwilę, do tego nie w 100%...

Witajcie!

Właśnie wróciłam z weekendu w Zamościu i biegiem wrzucam karteczki na zabawę u Ani. Robiłam je w piątek późnym wieczorem, do tego nie wykonałam zadania w 100%. Nie wykończyłam ślubnego exploding boxa z gołąbkami :( Zastanawiałam się, czy nie odpuścić tego miesiąca, ale nie chciałam tego robić, zależało mi na wykonaniu kartek. Nie wiem jednak, czy Ania zaliczy zadanie... mimo wszystko wrzucam to co zrobiłam. Motyw na kartce z koniczynką jest wycięty z torebki prezentowej. Koniczynka ma dwie warstwy, jedną podklejoną na kostkach.

W lipcu na karteczkach miały się znaleźć:
https://iwanna59.blogspot.com/2016/07/kartki-przez-cay-rok-lipiec.html
 Oto moje prace:
 
 I coś można nazwać kolażem, z niewykończoną pracą... brakuje mi czasu na wszystko :(
Pozdrawiam Was cieplutko i zmykam spać, padam...

wtorek, 19 lipca 2016

Lodowy lipiec - duży ślubny exploding box

Witajcie :)

Dziś zgodnie z tytułem praca na bonusowe wyzwanie w Cyklicznych Kolorkach u Danusi. Wierzyć się nie chce, że minął rok zabawy... Udało mi się uczestniczyć we wszystkich, poza jednym kolorem - pokonał mnie oliwkowy wrzesień. 

Praca, którą chcę Wam pokazać powstała wcześniej, ale ponieważ nie była nigdzie publikowana, wpisuje się idealnie w kolorystykę wyzwania i otrzymałam zgodę od Szefowej, to postanowiłam zgłosić pudełko na zabawę.
http://danutka38.blogspot.com/2016/07/podsumowanie-jagodek-i-rocznicowy-bonus.html
Jest to duuży exploding box. Podstawa ma rozmiar 13x13 cm, natomiast w górę pudełko pnie się aż na 28cm! Takie było założenie, ponieważ wewnątrz miało się znaleźć drzewko szczęścia dla Młodej Pary. Stąd też puste miejsce :) Białe pole to kartka na życzenia.

Jestem bardzo zadowolona z efektu pracy. Większa powierzchnia pozwoliła wykorzystać inne pomysły :) Najbardziej podoba mi się chyba bok z napisami :)

W pracy wykorzystałam następujące kolorki gałeczek lodów:
waniliowy - zewnętrzna część boków pudełka
czekoladowy - napis "przyjaźń" + ciemniejsze elementy tekturek
malinowy - małe tła wewnątrz, kwiatuszki na wieczku
pistacjowy - napis "szczęście"
śmietankowy - wstążka i kwiatuszki na wieczku
morelowy - wewnętrzne boki pudełka
UFFF :D

I jeszcze na koniec moje upodobania: kolory pastelowe bardzo lubię, są świetne na lato. A lody, kto ich nie lubi! Ja uwielbiam "włoskie", choć Włosi tak naprawdę ich nie znają ;D Najlepsze w swoim życiu lody jadłam w bardzo starej, tradycyjnej lodziarni we Florencji - BAJKA!

Pozdrawiam Was ciepło i zmykam nakarmić Stefana i pracować dalej...

piątek, 15 lipca 2016

Urlopowo - część II

Witajcie :)

Dziś kontynuujemy naszą podróż po Ziemi Kłodzkiej i okolicach.

Na początek wspominana już przeze mnie Ścieżka w chmurach :) Oj, wiele nerwów kosztowała mnie ta wyprawa... Ścieżka znajduje się w miejscowości Dolni Morava w Czechach, 10 km przejścia granicznego w Boboszowie. Przeżyliśmy tam istny czeski film :D Choć kompleks wygląda na międzynarodowy, to pracujące w kasach panie ni w ząb po angielsku nie rozumiały i nie mówiły... W dolnej kasie zakupiliśmy bilety na ścieżkę (190K). Po dojściu ok 1,5km, okazało się, że nasze bilety... nie obowiązują na wyciąg, choć wg. strony kompleksu tenże miał nas dowieźć na górę. Po przeczytaniu cennika przy górnych kasach (w dolnych go nie było) wyszło na jaw, że bilety wraz z wyciągiem mają inną cenę (290K)... poprosiłam w kasie o prawidłowe bilety, zapłaciłam 380K i... po raz kolejny otrzymałam bilety na samą ścieżkę... tłumacząc pani po raz kolejny, że teraz mam 4, a nie dwa bilety, z czego żaden nie pasuje na wyciąg, otrzymałam dwa z nich zmienione, ale... musiałam znów dopłacić 60K... W sumie powinnam zapłacić za dwa bilety 580K, zapłaciłam 860K... jedna wielka masakra... nie próbowałam jednak po raz kolejny negocjować, w obawie przed dalszymi dopłatami... ;) Jak się potem okazało, nowe bilety owszem, pozwoliły nam wejść na wyciąg ale... nie działały na ścieżce :D Dzięki Bogu więc, że nie wyrzuciliśmy tych starych...

Po dojechaniu wyciągiem na górę rozpoczęliśmy naszą wędrówkę... już od początku nie byłam przekonana, co do wejścia na samą górę, bo przy tak otwartych przestrzeniach mam lęk wysokości (o dziwo nie odczuwam go tak bardzo np. w Tatrach...). Gdyby nie Paweł wycofałabym się po kilku pierwszych metrach... Powiem Wam szczerze, że choć budowla wygląda z zewnątrz potwornie, to robi przeogromne wrażenie! Spacer pozostaje naprawdę długo w pamięci! Dla odważnych jest też zjazd 100 metrową zjeżdżalnią, wejście pomiędzy piętrami po siatkowej rurze czy plażowanie na siatce a szczycie... Tam zdecydowanie nie weszłam, a przeze mnie nie wszedł także Paweł, upominany co chwila moimi błaganiami "Nie chodź tam, proszę!". Zdjęcia nie oddają tych ważeń i widoków, więc polecam Wam spacer w tamte okolice, pamiętajcie tylko, że chcecie bilety z lanovką;)
Kolejnego dnia odwiedziliśmy Międzygórze z Wodospadem Wilczki. Piękna i szybko dostępna atrakcja, a samo miasto pełne cudownych domów w tyrolskim stylu. Perełka Sudetów :)
Wybraliśmy się także do Lądka Zdroju, gdzie zjedliśmy przepysznego pstrąga w smażalni przy Stawach Biskupich. Dawno nie jadłam tak pysznej ryby, i dawno nie zostawiłam z niej tak mało ;) Przy tym cena dodatkowo zachęca - za pstrąga powyżej 300g z zestawem surówek i frytkami zapłaciliśmy 25zł. Aż żal, że odkryliśmy tą smażalnię tak późno, bo zachwalano w niej pstrąga z folii i po zbójnicku
Po wspaniałym obiedzie udaliśmy się na poszukiwanie złota do kopalni w Złotym Stoku. Wspaniała przewodniczka oprowadziła naszą grupę po korytarzach kopalni, rozbawiając co chwila do łez... jechaliśmy również wewnątrz kopalni pomarańczowym tramwajem, a na koniec mogliśmy poczytać autentyczne tabliczki... i również nieźle się ubawić.
Ostatniego dnia odwiedziliśmy Minieuroland w Kłodzku. To park miniatr, w którym poza lokalnymi zabytkami znajdziemy europejskie perełki. Trafiliśmy akurat na Festiwal Kwiatów (trwa do października), więc wszystkie budyneczki były przepięknie otoczone kwiatami. Coś fantastycznego! Lubię zwiedzać takie parki, bo mogę doskonale obejrzeć zabytki, które widziałam wcześniej na żywo. Znaleźliśmy tam również złoty pociąg ;) oraz pewien dom, ciekawe, czy rozpoznacie czyj... Na łopatki powaliła mnie miniatura z Anglii, ale tą zostawię Wam na deser ;)
 I obiecana perełka na koniec ;)
Tak oto zakończyła się nasza wizyta na Dolnym Śląsku. Zdecydowanie zabrakło nam dni na kilka atrakcji, jak choćby Jaskinię Niedźwiedzią, do której bilety trzeba wykupować chyba z miesięcznym wyprzedzeniem :( Żałuję, że nie udało nam się jej zwiedzić, bo ciekawa jestem jak bardzo zmieniła się przez ostatnie 20 lat... Wtedy w niej byłam. Nie weszliśmy także na Śnieżnik czy Wielki Szczeliniec, więc jest pretekst aby tam wrócić!