Witajcie :)
Większość z Was zapewne już wie, czego będzie dotyczył dzisiejszy wpis :) Czas najwyższy wywiązać się z zabawy u Danusi. Oj, łatwo nie było... po pierwsze przez chorobę - wciąż jeszcze siedzę w domu... Po drugie przez pogodę - ciągle tylko leje i leje :( Po trzecie, chyba najważniejsze - sam kolor... od tego chyba zacznę wpis.
Nie do końca pałam miłością do żółtego. Szczególnie nie lubię go w ubraniach, źle się w nim czuję. Nie do końca przepadam za tym kolorem w dekoracjach, może poza okresem Wielkanocy. Uwielbiam za to żółte kwiaty, szczególnie tulipany.
Długo nie miałam pomysłu na pracę... Połączenie kolorów z różem/czernią też do mnie nie przemawiało... Ostatecznie postanowiłam uszyć tulipany. 11 sztuk. Zajęło mi to 4 dni... masakra... Po pierwsze nie mogłam znaleźć odpowiedniego materiału. Na szczęście w czeluściach szafy znalazłam materiałowy pasek od letniej sukienki. Nie noszony. Starczyło na główki! Po drugie, nijak nie mogłam sobie poradzić z przewlekaniem tuneli na łodyżki. Na szczęście wujek Google wie wszystko i tak trafiłam na tutorial
Joulenki. Przewijanie na sznureczek zdecydowanie ułatwiło pracę! Po trzecie, nie chciałam wkładać we wszystkie łodyżki wykałaczek, zależało mi, by tulipany wyglądały naturalnie. Stąd do wnętrza łodyżki wkładałam dwa skręcone druciki kreatywne. Sprawdziły się świetnie! I tak oto powstał bukiet. Jestem z niego bardzo zadowolona :) Kolor liści i łodyżek w rzeczywistości wygląda bardzo naturalnie :)
Poniżej wersja zapakowana na podarek, załączyłam nawet różowy kolor:
Jeszcze banerek i mam nadzieję, że Danusia zaakceptuje pracę... sporo w niej zielonego, ale na inną pomysłu nie mam :(
Korzystając z tego, że jestem w domu i baaaardzo lubię cytrynę, pobawiłam się też z drugą częścią wyzwania - z carvingiem. Cytrynę uwielbiam z herbatą, swego czasu potrafiłam także pokroić ją w plasterki i zjeść ot tak :) Lubię też wszelkie cytrynowe desery, tym razem jednak nie będzie nic słodkiego. Ponieważ wciąż dochodzę do siebie po choróbsku prezentuję Wam talerzyk pełen witamin :D Pietruszka, skórka z grejpfruta no i królowa cytrynka - starałam się wyrzeźbić na niej różne wzorki. Oj, znów łatwo nie było :D Ale jest, oto i on:
I banerek do drugiej części:
I obie lutowe prace razem:
A teraz pędzę nakarmić Stefana i Stefanię i zszamać witaminki z talerzyka :)
Pozdrawiam Was cieplutko!